niedziela, 29 kwietnia 2012


Dziadek Marian - jak to z pracą na Wołyniu było...

Sięgam znów do książeczki wojskowej – dowodu osobistego, Dziadka Mariana. Zawiera dwie strony z wpisami meldunkowymi.


Wpisy mówią gdzie i w jakim okresie Dziadek był zameldowany. Gdzie dokładnie wtedy mieszkał – nie wiem. Ale sporo informacji dostarczają inne dokumenty.

Pierwszy wpis mówi o zameldowaniu w gminie Rafałówka w dniu 20 stycznia 1925 roku, drugi o wymeldowaniu w dniu 16 grudnia 1927 roku. To niespełna trzy lata i z tego okresu są trzy dokumenty. Dwa wiążą się z działalnością Dziadka w Ochotniczej Straży Pożarnej w Rafałówce. Pierwszy to legitymacja.


A więc mamy do czynienia z „pełniącym obowiązki Dowódcy Oddziału Toporników”. A gdzie mieszkał? Też jest napisane – w majątku Rafałówka.

Nieco później niż legitymacja zostało wydane to zaświadczenie:


Tu też jest mowa o Dowódcy Toporników (jest dziura w dokumencie ale chyba o to chodzi) i też jest mowa o zmianie miejsca zamieszkania. Dokument jest z listopada 1927, a w grudniu Dziadek zameldował się już w gminie Dąbrowica. Gdzie wtedy mieszkali z Babcią i półrocznym Zdzisiem?
Czy już w Kuraszu?

Trzeci dokument wiąże się z pracą Dziadka.


Marian Janiszewski pracował w Urzędzie Gminy Rafałówka i był pomocnikiem Sekretarza Gminy – od końca roku 1926. A od pierwszego stycznia 1924 roku zaliczono mu staż pracy w tejże gminie.

Od 1 stycznia 1929 roku pracuje w Urzędzie Gminy w Lubikowiczach. Tak wynika z kolejnego dokumentu. To karta ubezpieczeniowa.



Traci pracę w dniu pierwszym sierpnia 1930 roku i otrzymuje zasiłek – całe 54 złote.


Pracując w Lubikowiczach działa w tamtejszej OSP – tak się domyślam, bo choć nie jest jego nazwisko wymienione, to zachował dokument z lustracji OSP w Lubikowiczach przeprowadzonej przez instruktora Wiercińskiego z Okręgowego Związku Straży Pożarnych w Sarnach.




Na pierwszej stronie informacja: dn.30.III.1930 – 7.00 zbiórka korpusu czynnego - wyjazd do pożaru w Bereżkach - prawdziwy pożar, czy ćwiczenia?
Zapisy na stronie drugiej protokołu dają pojęcie jaką techniką dysponowało ówczesne pożarnictwo. Na dodatek stan tego sprzętu też był nienajlepszy...Ale księgowość pochwalono.
Pozwolę sobie zacytować, bo mogą być trudności z odczytaniem oryginału – sam też je miałem – stad kilka znaków zapytania.

Zarząd pracuje sprawnie - księgowość prowadzona rozumnie (?) – bez wzorowej księgowości. Wąż tłoczny brudny, należycie nie wysuszony, beczki częściowo uszkodzone jeden bosak złamany, zawory sikawki uszkodzone, śrubki wypadają – druga sikawka skrzywiona narazie nie do użytku remiza nie pokryta (?) - z powodu braku miejsca urządzenia w nieładzie”

Zameldowanie w gminie Lubikowicze obejmuje okres od 12 listopada 1928 roku do 23 lutego 1931 roku.

O następnym zameldowaniu świadczy niewielki kwitek wystawiony przez Urząd Gminy Rafałówka.



I z tego okresu pochodzi kolejny dokument – legitymacja członkowska Powiatowej Kasy Chorych w Sarnach.


No i co wynika z tego dokumentu? Ano to, że Dziadek znowu ma pracę! Wpisany zawód może nie najwdzięczniejszy – sekwestrator to dzisiejszy windykator - ale praca jest.

Czas na fotografię, bo do tej pory były nudne dokumenty.


To Urząd Gminy Rafałówka. Marian Janiszewski pierwszy z lewej. Na ścianie wisi kalendarz. W odpowiednim powiększeniu można odczytać nazwę miesiąca i dnia. To 17 marca, wtorek. W okresach ( a były dwa – lata 1924 – 1927 i rok 1931), gdy Dziadek pracował w Urzędzie Gminy w Rafałówce taki dzień przypadał w roku 1925 i w roku 1931. Ja skłaniałbym się do wersji roku 1925 – Dziadek tu wygląda na nie więcej niz 30 lat...

Na kolejnej fotografii Urząd Gminy Rafałówka w całej okazałości.


Nad drzwiami , w dużym powiększeniu można odczytać: Urząd Gminy Rafałowieckiej.

W październiku 1932 Dziadek znów był bez pracy i jego starania o posadę nic nie dały.


Ostatni dokument z Wołynia.


Wracam do wpisów w dowodzie osobistym. 15 stycznia 1932 roku widnieje zameldowanie w Urzędzie Gminy Dąbrowica (zapewne mieszkali w Kuraszu). Ostatni wpis jest z datą 18 kwietnia 1934 roku. Hotel „Versal” w Kielcach.

Skończył się wołyński etap w życiu Mariana Janiszewskiego i jego rodziny. Pojawił się Samsonów.


środa, 18 kwietnia 2012



Dziś urodziny...

Osiemnastego kwietnia 1927 roku urodził się w Kuraszu mój Tata, Zdzisław Janiszewski. Dziś osiemdziesiąta piąta rocznica jego urodzin, więc spróbuję o tym napisać.
Okoliczności tego zdarzenia były takie:
Babcia Roma, córka Józefa Fabiańskiego, w momencie urodzenia małego Zdzisia wcale się nie nazywała Janiszewska, ani nawet Fabiańska. Babcia się nazywała Romana Wejrostowa. Jest na to dowód, a ściślej dowód osobisty:

I choć ojcem był Marian Janiszewski, to mężem w momencie poczęcia Zdzicha – nie był. Babcia wyszła za mąż kilka lat wcześniej za Czecha, a Czech ten (ponoć wojskowy) nazywał się Wejrosta. Wszystko to owiane jest lekką mgłą tajemnicy. Nie pamiętam, aby Babcia mówiła kiedykolwiek o swoim pierwszym mężu, prawie nic o nim nie wiedzieli także moi rodzice. Gdzieś majaczy motyw zaginięcia owego Czecha, ale kiedy, gdzie, w jakich okolicznościach? Zapewne stało się to w zawierusze pierwszej wojny światowej. Tak, czy inaczej Wejrosta nie pojawił się już nigdy, a życiowym partnerem Babci został Marian Janiszewski.
O losach Dziadka Mariana w okresie pierwszej wojny nie wiem właściwie nic. Zachowała się jego fotografia, chyba jeszcze z czasów przedwojennych.


Zdjęcie zrobione być może w okresie gdy był w gimnazjum, a może w lwowskiej Szkole Handlowej, gdzie uczył się tylko przez rok. Potem wielka niewiadoma – wojna, jakiś pobyt na dalekim wschodzie skąd Dziadek wrócił piechotą?
Nie wiem jak i kiedy znalazł się na Wołyniu, faktem jest, że poznał moją Babcię i z tego związku wziął się Zdziś.


To najstarsze zdjęcie Taty – ma tu rok, może więcej? Opisu brak.
Dziadkowie ślub wzięli dopiero w 1934 roku i Tato się całe życie chwalił swoją pamięcią. Nie jest zwykłą sprawą pamiętać ślub swoich rodziców... Przy tej okazji, dopiero wtedy, ochrzczono także Zdzisia. Ślub w takich okolicznościach nie był sprawą prostą, trzeba było zapewne unieważnić poprzednie małżeństwo, a to z kolei wymagało uznania za zmarłego byłego małżonka. Jest wycinek prasowy w dokumentach po Dziadku. Przy okazji można się dowiedzieć co się w tym czasie działo z kawą na kontynencie południowoamerykańskim.


Dokładna data ślubu jest tu:

Drugi kwietnia 1934 roku miasteczko Bereźnica powiat Sarny.
To „Wyciąg z rejestru mieszkańców Miejscowości Samsonów-Komorniki, nr domu 39”

Mniej więcej w tym okresie zrobiono tą fotografię:


Z prawej Tato, obok niego brat, Bogusław, obaj w mundurkach, chyba harcerskich? To zdjęcie powstało może jeszcze na Wołyniu, a może już na Kielecczyźnie. Tato do pierwszej klasy szkoły powszechnej chodził w Kuraszu, do drugiej w Samsonowie. Adaptacja nie była łatwa. Nowe otoczenie, nowi koledzy. A koledzy bezlitośnie wykpiwali akcent i wymowę chłopaka, który do tej pory miał kontakt głównie z ukraińskimi dzieciakami. Cóż – trzeba było sobie wywalczyć szacuneksiłą i godnością osobistą”.

A potem było kilka względnie spokojnych lat – i kolejna wojna...

niedziela, 15 kwietnia 2012



Adolfów – Ludwik Fabiański.

Ludwik Fabiański mieszkał w Adolfowie. To bardzo blisko Kurasza. Na dzisiejszych mapach Adolfowa nie ma, ale jest na przedwojennej mapie Wojskowego Instytutu Geograficznego  w skali 1:100000


O tym, gdzie mieszkał Ludwik, dowiedziałem się próbując ustalić losy Dziadka Mariana. Według opowiadań Taty, Dziadek Marian był w wojsku w czasie pierwszej wojny światowej i z tego tytułu, po wojnie dostał nadanie ziemi. Jako człowiek nie znający się na uprawie roli oddał ziemię w dzierżawę. A dzierżawił ją przyszły teść Mariana,  Józef Fabiański.
Idąc tropem tej wersji, skontaktowałem się ze Stowarzyszeniem Rodzin Osadników Wojskowych i Cywilnych Kresów Wschodnich. Stowarzyszenie dysponuje wykazem osadników i taki wykaz, pięknie nagrany na płytkę, otrzymałem. Na wykazie jest pięciu Janiszewskich, ale żadnego Mariana, no i żaden nie osiedlił się w okolicy Sarn. Czyli, albo wersja Taty jest błędna, albo Dziadek z jakiegokolwiek powodu znalazł się poza wykazem. Nawiasem mówiąc, pan ze Stowarzyszenia Osadników z którym rozmawiałem, nie miał najlepszego zdania o porządku panującym w archiwach wojskowych – a z tych archiwów Stowarzyszenie korzysta...

Ale za to na wykazie jest nazwisko Fabjański. Imię – Ludwik, osada Adolfów , gmina Dąbrowica – czyli wszystko się zgadza. Na wykazie stopień wojskowy Ludwika – szeregowiec.
Do Adolfowa z Kurasza niedaleko – drogą do Sołomijówki i stąd w lewo do osady Adolfów. Zapewne Józef Fabiański, zanim osiadł w Kuraszu, też mieszkał w Adolfowie. Przecież tam, 21.grudnia 1899 roku, urodziła się jego córka, a moja Babcia – Romana.

Pod nazwą Adolfów na mapie jest cyfra 3. Oznacza to zapewne liczbę gospodarstw (domów?) - liczby są też pod nazwami wszystkich miejscowości na tej mapie. Na wykazie osadników w Adolfowie poza Ludwikiem Fabiańskim figuruje dziewięć innych nazwisk, co by było niezgodne z liczbą gospodarstw. Tyle tylko, że mapa WIG wydrukowana została w 1933 roku, a dane w niej uwidocznione mogły być w momencie druku mapy już nieaktualne. Sądzę, że w Adolfowie mieszkali tylko Polacy. Najdobitniej świadczy o tym fakt, że obecnie Adolfowa nie ma – nie tylko na mapie... W miejscu, gdzie się znajdował, na zdjęciu satelitarnym widać tylko zaorane pole.

Ale wieś Kurasz z satelity jest widoczna. Posługując się zdjęciami satelitarnymi, mapą z roku 1933, zdjęciami zrobionymi własnoręcznie ( tak – byliśmy w Kuraszu, kilka lat temu, z Tatą...), własną pamięcią, oraz pamięcią Taty który wtedy jeszcze nieźle się trzymał – doszliśmy do tego gdzie i co było.
Oto efekt – dzieło jednego z młodszych Janiszewskich – Jakuba:


Nad lokalizacją domu Fabiańskich trzeba było trochę pomyśleć, ale z umiejscowieniem szkoły nie było większych kłopotów. Szkoła po prostu jest, do dziś. Pusta, dzieci się w niej nie uczą, ale stoi.


Tato chodził do tej szkoły tylko jeden rok, do pierwszej klasy. W tym czasie chodziła do szkoły również Pani, która jest z Tatą na zdjęciu. Minęło tyle lat a oboje pamiętali nazwisko przedwojennego kierownika szkoły (i być może jedynego nauczyciela). Ja tam byłem w w 2005 roku, a już tego nazwiska nie pamiętam. Trzeba będzie znowu pojechać do Kurasza.

Pani z fotografii, Anna Dobryńska jest Ukrainką. Wysłaliśmy jej tą fotografię i inne wtedy wykonane. W odpowiedzi dostałem list , napisany po polsku.


I jak tu nie jechać...

poniedziałek, 9 kwietnia 2012





Fabiańscy

Jak już wiemy, głową rodziny był Józef Fabiański. Prócz tego, że administrował majątkiem Kaszowskich w Kuraszu, miał chyba także własną ziemię.

Na pewno lubił polować. Na tym zdjęciu pierwszy z lewej. Poniżej, w krawacie, jego syn Ludwik.

Józef Fabiański pełnił też ponoć funkcję wójta gminy Rafałówka. Ponoć, bo tak wynika z opisu tego zdjęcia.

                                   
Ale jak godził tą funkcję z obowiązkami zarządcy majątku? Może działo się to w różnych okresach czasu, a może było jeszcze inaczej... Józef Fabiański pierwszy z prawej. Na tej fotografii widać też Mariana Janiszewskiego – to ten w środku. Na urzędniczym stole starożytne akcesoria – bibularz, liczydła, kałamarz. Urzędnicy dzierżą pióra w dłoniach, a wójt – papierosa.

Żoną Józefa była moja prababka, Helena Fabiańska z domu Szyndler.


To jedyna jej fotografia. Nie pojawia się na innych zdjęciach. Możliwe że zmarła młodo. Ale pozostawiła po sobie siedmioro dzieci. Nie potrafię określić chronologii ich urodzin, ale znam przynajmniej imiona: Józefa, Maria, Romana (moja Babcia), Andrzej, Bronisław, Ludwik i Zygmunt.

Są także fotografie dzieci :


Na tej jest Zygmunt Fabiański z synem Mirosławem i żoną Konstancją. Możliwe, że na zdjęciach z Kurasza, kobieta w jasnej sukience to właśnie ona

Na odwrocie zdjęcia dedykacja: „Na pamiątkę kochanym Romci i Marjanowi – Z.Fabiański dn.15.VI.1933 r.”


Na kolejnej fotografii moja Babcia, Romana – to ta dziewczyna po lewej.Ma tu dwadzieścia dwa lata. Siedzi jej brat, Bronisław, a za nim stoi jego żona, Franciszka.
Dwaj pozostali panowie niezidentyfikowani, ale podpisali się na odwrocie. Jeden napisał: „Wspomnij Romciu czasem Władka”. Drugi: „Miłej i sympatycznej P.Romie” - i nieczytelny podpis.
Wpisała się także Franciszka: „Miej mało życzeń, to Cię uszczęśliwi. Mało przyjaciół, niech będą prawdziwi. Kochanej Romci od Franki”
A Bronisław żartobliwie: „Romuś! Kochaj brata a on ci za to skórę złata – Br.Fabiański. Włodzimierzec 21/VI.1921 r.

Szukając informacji na temat Włodzimierca zaglądam na jedną ze stron o Wołyniu i – otwiera się klapka w pamięci. Babcia opowiadała o majątku hrabiego Purbego i … wszystko się zgadza.
Cytat ze strony wolyn.ovh.org : „Od 1910 roku Włodzimierzec był własnością Marii de Pourbaix z d.Miączyńska, a tak naprawdę gospodarował tam jej mąż Kamil de Pourbaix, przyfrontowy starosta łucki, radny pow. sarneńskiego, szambelan papieski.”
Jest i fotografia dworu we Włodzimiercu. To zasługa tego samego fotografa, po którym pozostały zdjęcia z Kurasza – Stefana Bochniga. 


Bronisława i Franciszkę znałem osobiście. Tato starał się utrzymywać kontakty rodzinne i mając kilka lat pojechałem z rodzicami do Piotrowic koło Jawora. Stryj Bronek gospodarował tam na poniemieckiej ziemi i mieszkał z ciotką Franią w poniemieckim domu. W jaki sposób i kiedy trafili tam z Wołynia – nie wiem.
Z Piotrowic pamiętam murowany, z czerwonej cegły dom. Pamiętam też wieczór, gdy stryj Bronek zabrał mnie ze sobą na łąkę, skąd wracaliśmy siedząc na wozie, na zielonej, pachnącej koniczynie.

Na kolejnej, przechowanej przez Babcię fotografii jej siostra – Józefa, z mężem, Marianem (czy na pewno Marianem?) Łopusiewiczem, komendantem posterunku policji w Ostkach.


Ostki to była ostatnia stacja kolejowa na terenie Polski przed granicą z ZSRR. Marian Łopusiewicz zaginął bez wieści we wrześniu 1939 roku.
Ale chyba wiadomo co się z nim stało. Na listach ofiar Katynia figuruje przodownik Marcin Łopusiewicz, zmarły w 1940 roku. Jest błąd w imieniu (albo błąd Taty, który mi dyktował opis zdjęcia, może błąd w dokumentacji katyńskiej), ale zgadza się nazwisko i stopień Policji Państwowej – komendantem posterunku był policjant w stopniu przodownika.
Ciocia Józia znalazła się w Kazachstanie. Jak? Kiedy? Zapewne została zesłana...
Wróciła do Polski po wojnie, była u moich dziadków w Samsonowie.



Na tym zdjęciu pierwsza z prawej. Obok niej mój Tato, potem Babcia, a na dole Dziadek.
Mamy pamiątkę po Józefie Fabiańskiej. Z Kazachstanu przywiozła szachy, które sprezentowała Tacie. Graliśmy w nie nie raz, są w domu do dzisiaj.

niedziela, 1 kwietnia 2012


Kurasz – ciąg dalszy.


Gdzie w ogóle jest ten Kurasz? Obecnie to Ukraina, a do roku 1939 ta mała wieś leżała w powiecie Sarny, w województwie Wołyńskim. Na poniższej mapce mniej więcej w połowie drogi między Sarnami a Dąbrowicą.



I znowu są zdjęcia. Dziś odkryłem kolejną porcję, w starej walizce, w dużej, szarej kopercie. To zdjęcia które pozostały po Babci Romie. Odkryłem, oczywiście w cudzysłowie – już je i widziałem i niektóre nawet opisałem. Opisałem kiedyś z pomocą Taty, od tego czasu leżały nieoglądane.

Na pierwszym zdjęciu grupa osób w plenerze. Za nimi woda, może Horyń? Za fotografowanymi figura – chyba święty Nepomucen.



Na tej fotografii jest Tato – to ten siedzący wyżej niż drugie dziecko blondynek. Ma tu kilka lat, może pięć, więc byłby to rok 1932. Chyba w tym czasie miała miejsce ta historia z wypadem małego Zdzisia, konno do kościoła w Bereżnicy. Za Tatą, najstarszy na zdjęciu jego dziadek – Józef Fabiański. Poniżej Józefa jego syn, Zygmunt. Stoi zięć Józefa – Marian Janiszewski, mój Dziadek – oczywiście ojciec Zdzisia. Babci Romy nie widać, jest chyba poza kadrem, na którego skraju widać Bogusia Janiszewskiego – drugiego syna Romany i Mariana.

Kolejną fotografię wykonano tego samego dnia , ale już w innym miejscu – przed domem, może przed tym w którym mieszkali. 

 

Jest już Babcia Roma. Na kolanach trzyma Bogusia. Dziadek Józef ma zajęte przez wnuków oba kolana. Na jednym Zdziś, a na drugim? Może to być syn Zygmunta, Mirosław.

Ale o Zygmuncie i o innych Fabiańskich innym (może następnym?) razem