wtorek, 20 marca 2012


Kurasz.

Od zawsze w domu się mówiło o Kuraszu. Tam mieszkała moja Babcia z Dziadkiem, tam się urodził Tata.
W mojej wyobraźni istniał Kurasz jako miejsce, gdzie ludzie mieszkali w wielkim drewnianym domu, gdzie były  konie i psy. Niedaleko płynął Horyń.
W ustach Babci nazwa tej rzeki brzmiała śpiewnie, a gardłowe „H” słychać było prawie jak „G”.
Dom był duży i spokojny, ale za płotem świat stawał się niebezpieczny. Nie raz słyszałem opowieść jak zimą, wśród śniegów, tuż za ogrodzeniem wilki „zarżnęły” klacz. Innym razem opowiadał Tato o zmyślnej suce imieniem Nora, która potrafiła niezbyt kulturalnym gościom ściągać czapki z głów. Najbardziej znana opowieść dotyczyła pewnej niedzieli, gdy domownicy wybrali się do kościoła w pobliskiej Bereźnicy i nie chcieli ze sobą wziąć z sobą mojego ojca – wówczas kilkuletniego. Tato nigdy nie lubił gdy ktoś mu dyktował, co ma robić, więc odczekawszy chwilę dosiadł konia i na oklep pojechał za nimi. Największy problem był z wdrapaniem się na wierzchowca...

W Kuraszu głową rodziny był mój pradziadek, Józef Fabiański. 






Pradziadek był administratorem dóbr hrabiego Kaszowskiego, właściciela majątku Kurasz. W internecie można znaleźć nieco informacji na temat dawnego Kurasza:

Majątek należał w XVI w do Montowtów, w 1631 znalazł się w rękach Andrzeja Firleja, od którego przejął go jego zięć - łowczy wołyński Andrzej Kaszowski. Kaszowscy założyli tu na początku XIX w. park stworzony przez słynnego wołyńskiego ogrodnika - Dionizego Miklera, wtedy też wybudowano klasycystyczną kaplicę w kształcie rotundy. W rękach Kaszowskich Kurasz pozostawał do II wojny światowej. Mieszkali oni w piętrowym budynku zwanym "skarbcem", w którym przed I wojną światową rodzina gromadziła kolekcję dzieł sztuki (rozgrabiona w l. 1914-1920).

W zbiorach Instytutu Sztuki PAN zachowały się fotografie wykonane w 1929 roku w Kuraszu przez
S.Bochinga.
   To zapewne "skarbiec", tu mieszkali Kaszowscy.


 Kaplica.


 Wnętrze kaplicy.


Kapliczka w parku.


Budowla w parku. W dali widać Horyń i (chyba) zarys kościoła w Dąbrowicy.

Dzisiaj po tych zabytkach nie ma śladu. Zniknęły z powierzchni ziemi w latach czterdziestych dwudziestego wieku. W tym samym czasie zniknęło z tych terenów wielu Polaków zamordowanych przez Ukraińców. 

Moi bliscy mieli szczęście. Dziadek Marian z rodziną wyjechali z Kurasza w roku 1934, przenieśli się w kieleckie, do Samsonowa.

środa, 14 marca 2012


Dziadek Marian c.d.

Wracam do młodego Mariana Janiszewskiego. Wiem, że skończył czwartą klasę w VII gimnazjum we Lwowie (filia). Zachowały się sprawozdania szkolne tego i innych gimnazjów, można je odnaleźć w zasobach Podkarpackiej Biblioteki Cyfrowej. Spróbowałem przeszukać sprawozdania gimnazjów z tych lat, w których mógł do nich uczęszczać Dziadek – i znów coś znalazłem:

Sprawozdanie Dyrektora C.K.Gimnazyum w Sanoku za rok 1909/10, wykaz imienny uczniów, którzy otrzymali promocyę – i na stronie 75 (62 w przeglądarce):
Klasa II.A – najpierw dwu chlubnie uzdolnionych, potem dwudziestu siedmiu uzdolnionych, wśród nich Dziadek, potem czterech uzdolnionych na ogół. Nie podano nazwisk trzech uczniów, którzy nie otrzymali promocji (nieuzdolnionych) i pięciu odroczonych do poprawek po wakacjach.

I to tyle... Przejrzałem sprawozdania gimnazjów w Brzeżanach, Tarnopolu, Lwowie, Stanisławowie, Drohobyczu, Stryju – nic więcej nie ma. Mogło być tak, że Dziadek w I i III klasie gimnazjum był poprawkowiczem, lub nie otrzymał promocji (tych nazwisk nie wymieniano), a może było zupełnie inaczej... Na pewno życie go po głowie nie głaskało – Franciszce z trojgiem dzieci nie było lekko po śmierci męża. Świadczy o tym choćby wpis na świadectwie ukończenia IV klasy: „od opłaty szkolnej był uwolniony”. A do uwolnienia potrzebne było świadectwo ubóstwa.

W każdym razie wiadomo, że ukończył cztery klasy gimnazjum i jeden rok Akademii Handlowej – zapewne we Lwowie. Wiadomo z tego oto dokumentu:




I to znów dokument niedawno przeze mnie odszukany. Jak z niego wynika, Dziadek chciał z rodziną przenieść się na tzw. Ziemie Odzyskane. Czemu do tego nie doszło? To pytanie z gatunku tych, na które odpowiedź już nie padnie. A czemu chciał? Może dlatego, że tam była szansa na lepsze, własne mieszkanie, może lepszą pracę?

Ale to już czasy po drugiej wojnie światowej. Wracamy do czasu przed pierwszą wojną.
Ale w oparciu o dokument międzywojenny:


Na okładce napis „książeczka wojskowa”, w środku „dowód osobisty”


Na kolejnych stronach fotografia i rysopis.



A tu już bardziej szczegółowe dane:


Ważna informacja:
Na podstawie jakich dokumentów (dowodów) przynależność do Państwa Polskiego została stwierdzona?: Certyfikat przynależności do m.Sanoka w Małopolsce z dn.24/VII – 1912 r. Nr5051.

A więc Dziadek w 1912 r. zapewne mieszkał w Sanoku, a na nauki jeździł do Lwowa.

Akademia Handlowa we Lwowie przyjmowała młodzież, która ukończyła czwartą klasę gimnazjum, czyli pewnie było tak, że w roku 1912/13 Dziadek Marian uczęszczał na pierwszy rok tejże Akademii. Co było potem?

W roku 1914 wybuchła pierwsza Wojna Światowa...

czwartek, 8 marca 2012


Niech żyją kobiety!!!

Dziś króciutko, o pamięci, głównie tej mojej. O tym jaka jest zawodna i krucha.
No i oczywiście o kobietach – tytuł zobowiązuje. No i jakby nie było – dziś ósmy marca.

Wspominałem o grobie w Tumlinie. Leżą tam cztery osoby, które wymieniłem wcześniej. Płyta i nagrobek z napisami są zrobione z pięknego, czerwonego, tumlińskiego piaskowca. Ta płyta i napisy są stosunkowo nowe, powstały jakieś dziesięć lat temu. Jeździłem z rodzicami do kamieniarza, wybieraliśmy kamień i ustalaliśmy treść napisów. Płyta z napisami jest niewielka, więc zmieściło się niewiele danych dotyczących tych czterech osób. To, że w tej chwili nie pamiętam co dokładnie jest napisane, to jeszcze mały problem – przy najbliższej okazji zrobię zdjęcie i treść będzie.
Ale ja kompletnie zapomniałem co było napisane WCZEŚNIEJ. W zasadzie umknął mi z pamięci fakt, że była poprzednia płyta, gdzie znajdowały się napisy związane ze śmiercią dwóch osób które były pochowane jako pierwsze.

Ale od czego są kobiety!!! One mają inna pamięć - fakty, daty i nazwiska to ich domena. Na dodatek potrafią jeszcze pomyśleć, że warto czasem coś ważnego zapisać.

I było tak. Dziś w rozmowie ze swoją kobietą (może się nie obrazi za takie określenie), poskarżyłem się, że nie pamiętam co było napisane na dawnym grobie. Nie minęło dziesięć minut gdy Zosia wręczyła mi kartkę z taką oto treścią:


                             GRÓB

  FRANCISZKI Z MARUSZCZAKOWSKICH
   ANTONIOWEJ OSTOJA JANISZEWSKIEJ

                 3.IV.1868 – 14.II 1945

                        I JEJ CÓRKI

       ZOFII OSTOJA JANISZEWSKIEJ
      WIKTOROWEJ OSIADACZOWEJ

              31.III.1893 – 18.X.1977

                             R.J.P.

Mądra kobieta pomyślała, zapisała i przechowała. I dzięki temu znam daty, których bez tego zapisu mógłbym długo, bardzo długo szukać.

Czyli... Pamięć, owszem, jest potrzebna. Ale jeśli chcemy, żeby to co zapamiętane przez nas było także zachowane na przyszłość – zapisujmy, dokumentujmy, fotografujmy...

środa, 7 marca 2012


Pradziadek Antoni.

Miał być ciąg dalszy historii Dziadka Mariana – i będzie. Ale na razie o wierszu. Oto on:




Miałem już kiedyś w rękach kartkę z tym wierszem, czytałem go i ... zapomniałem o nim. Dziś po otwarciu jednej z kopert z dokumentami, pojawił się znów. Napisała te słowa siostra Antoniego, Maria – ta sama która w 1939 roku spisała historię rodziny.
Poezja może nie najwyższych lotów, ale jak dla mnie wzruszająca. I co ważne jest w podpisie data i miejsce.
No i proszę – nie tak dawno pisałem, że nic nie wiem o Antonim. Dziś wiem więcej – zmarł we Lwowie (?) w 1910 roku.
A więc 15-to letni Marian i dwie jego siostry zostały bez ojca...

Mam jeszcze jedno zdjęcie pradziadka Antoniego.



Jest na nim z Marianem. Nie wiadomo kiedy i przez kogo zrobione. Ale ma na odwrocie napis: Repr. 8/II 1925 r. i nieczytelny podpis, być może osoby która sporządziła tą kopię z zachowanej kliszy. Tak było – fotograf Zygmunt Maj z Sanoka, a i inni fotografowie tamtych czasów zamieszczali na swoich firmowych nadrukach klauzulę: „ klisze przechowuje się”.

Nietrudno dociec kto zamówił tę kopię, jest bowiem następna fotografia:


Oprawa zdjęcia identyczna z poprzednim, na odwrocie ten sam nieczytelny podpis i data:
12/II 1925.
A więc na tej fotografii Marian Janiszewski ma 30 lat. Robiąc zdjęcie sobie, zamówił także reprodukcję dawno wykonanego zdjęcia na którym jest ze swoim ojcem.




wtorek, 6 marca 2012


Dziadek Marian.

Oto jeszcze jedna fotografia. 

 


To zdjęcie z tego samego dnia co poprzednie. Dzieci są tak samo ubrane, fotograf ten sam – Zygmunt Maj w Sanoku. Daty nie ma, ale to początek XX wieku. Dziadek urodził się w 1895 roku, tu może mieć 10 lat, a może mniej.
Gdyby nie firmowy nadruk nie miałbym pojęcia gdzie wtedy mieszkała rodzina Antoniego Janiszewskiego. Zresztą, to, że się sfotografowali w Sanoku, nie musi znaczyć, że tam mieszkali.

Ale zacząłem szukać. Znam datę i miejsce urodzenia Dziadka. 30 września 1895 roku, Kozowa koło Brzeżan w dawnym województwie Tarnopolskim – obecnie Ukraina.




Pomiędzy Kozową a Sanokiem – czarna dziura. Żadnych dat, żadnych informacji.

Ale tu pojawia się Lwów.
Jest świadectwo szkolne, które wraz z innymi dokumentami dostałem niedawno od Mamy.



Jak widać młody Maryan nie był gimnazjalistą celującym, ale został „do klasy następnej uzdolniony”. A wiem nawet, że utrzymywał się w strefie „stanów średnich” - bo gorszych od niego było 12 uczniów.

A skąd to wiadomo? Poszukałem i znalazłem.

Jest Podkarpacka Biblioteka Cyfrowa. W niej wiele setek dokumentów, a między innymi taki: Sprawozdanie Dyrekcyi C.K. VII Gimnazyum we Lwowie za rok 1911/12.

Na stronie 75 tegoż dokumentu (72 w przeglądarce) jest Klasa IV i w niej wymienieni z imion i nazwisk uczniowie. Najpierw trzej „chlubnie uzdolnieni”, potem peleton „uzdolnionych do następnej klasy”, z kolei grupa „na ogół uzdolnionych” i wreszcie, litościwie niewymienieni z nazwiska „nieuzdolnieni” i poprawkowicze.
Jeśli toś będzie szukał, to trzeba pamiętać, że VII gimnazjum miało obiekt główny i filię – i to w filii kształcił się Maryan Janiszewski.

Teraz rzecz ciekawa. Poszukiwania w Sprawozdaniach Dyrekcyi C.K. VII Gimnazyum za lata poprzednie i następne nie dały nic. Wygląda na to, że Dziadek do Gimnazjum we Lwowie chodził tylko do IV klasy. A gdzie się uczył wcześniej? Świadectwo mam tylko to jedno, więc trzeba szukać gdzie indziej.


niedziela, 4 marca 2012


Jedna fotografia.


Dwadzieścia, a może więcej lat temu trafił do moich rąk odręczny tekst, sporządzony w 1939 roku przez ciotkę mojego dziadka, zatytułowany dumnie „Ród Ostoja Janiszewskich”. Są tam opisane koneksje rodzinne Janiszewskich od XVII wieku począwszy, na latach przedwojennych skończywszy. Ta sama ciotka sporządziła i drugi dokument „Rodowód ś.p. Matki Filipiny Pelikańczyk Rychter Ostoja Janiszewskiej”. Ten z kolei ma formę drzewa genealogicznego, pozbawiony jest dat i faktów, figurują w nim tylko nazwiska przedstawicieli kolejnych pokoleń.

Oba dokumenty spisała Ciotka (napiszę z dużej litery, zasłużyła na to), w kwietniu 1939 roku w Zakopanem.
Niespełna rok temu zmarł mój ojciec. Zostały zdjęcia, dokumenty, zapamiętane (lepiej lub gorzej) opowiadania. Gdy jeszcze żył, namawiałem go do spisania wspomnień – nie wyszło. Tata chętnie opowiadał – zwłaszcza po kilku głębszych, ale na pisanie nie miał ochoty.
Teraz chcę sam spróbować jakoś to uporządkować, spisać i na koniec przekazać tym następnym, młodszym – niech wiedzą jak było.

Zacznę od tej fotografii.


To najstarsze rodzinne zdjęcie jakie mam. Są na nim między innymi mój dziadek Marian (to ten z prawej) , dwie jego siostry Zofia (starsza z dziewcząt) i Jadwiga (młodsza). Wysoki mężczyzna z wąsami i bródką to pradziadek Antoni. Młoda kobieta to jego żona – Franciszka, z domu Maruszczakowska – moja prababka. Siedząca, starsza kobieta może być matką Antoniego. Może to być także matka Franciszki, ale z rysów twarzy jest raczej podobna do Antoniego. Przyjmuję więc (na początek, bo kto wie co się zdarzy później...) że jest to matka Antoniego, Filipina – z domu Rychter-Pelikańczyk.
O Filipinie i Antonim nie wiem właściwie nic. O Franciszce tyle, że jest pochowana na cmentarzu w Tumlinie, niedaleko Kielc. Leży w jednym grobie wraz z Zofią, Marianem i jego żoną, moją Babcią – Romaną. Na tym samym cmentarzu pochowano także Jadwigę. Ale gdzie jest jej grób, nie wiem. Mgliście pamiętam, że jako dziecko byłem na tym grobie z mamą i ojcem. Później rodzice przestali tam chodzić i potem, nawet pytani przeze mnie nie potrafili go wskazać.

Chcę sięgnąć do ksiąg parafialnych i odnaleźć dokumenty wiążące się ze śmiercią i pochówkiem tych osób. Rozmawiałem telefonicznie z księdzem proboszczem. W pierwszej rozmowie poprosił o telefon za kilka dni, w drugiej rozmowie odesłał mnie na „po świętach”. Wikariusz jest chory, więc proboszcz został sam, a w okresie postu ma bardzo dużo zajęć.
W takim razie zajmę się tym po świętach.